Dobry kryminał stał się ostatnio domeną skandynawskiej literatury. Najpierw niekwestionowany sukces szwedzkiego pisarza Stiega Larssona i jego pośmiertnie wydanej trylogii Millenium, a zaraz za nim Jo Nesbo, norweskie odkrycie dekady. Jego ostatnia powieść, Hodejegerne (Headhunter) wydana w 2008 roku, doczekała się swojej ekranizacji niespełna trzy lata później.
Uznany norweski headhunter ma wszystko. Sławę i sukcesy odnoszone na tle zawodowym, zajmując się zatrudnianiem najwyższej klasy menedżerów dla wiodących międzynarodowych korporacji, piękną żonę, która prowadzi w Oslo ekskluzywną galerię. Niedobór poziomu adrenaliny i dziury w domowym budżecie, spowodowane ekstrawaganckim trybem życia bohatera i jego żony, dają się uzupełniać dzięki pracy dorywczej. Nietypowej zresztą, bo Roger, kradnie dzieła sztuki. Dzięki swojemu zajęciu, bryluje na salonach, sławnych a przede wszystkim bogatych kandydatów, którzy nierzadko posiadają w swoich prywatnych zbiorach bardzo cenne obrazy.
Kiedy ukochana przedstawia mu jednego z klientów, przystojnego Clasa Greve’a, który posiada jeden z najcenniejszych obrazów Rubensa, headhunter dostrzega swoją szansę, na wyjście ze wszystkich problemów finansowych. Roger planując spektakularną kradzież, prawdopodobnie największą w swoim życiu, nie ma pojęcia, że jego przeciwnik okaże się wyjątkowo trudny i przebiegły, a kłopoty okażą się o wiele poważniejsze, niż zagrażające mu bankructwo.
Roger zdaje się być niesympatyczny i arogancki, a przyjdzie mu zmierzyć się z charyzmatycznym i bogatym synem holendra i norweżki, który…
W tym filmie nic nie jest dokładnie tym, na co wygląda. Czasem odnosi się wrażenie, że fabuła jest nielogiczna, jednak każda kolejna zaskakująca sytuacja jest przygotowana w przemyślany, a jednocześnie chłodny i pozbawiony empatii sposób. To po prostu film inteligentny, który jak większość historii Jo Nesbo, zaskoczy nas niespodziewanymi zwrotami akcji i ciekawymi konstrukcjami osobowości.
Foto: imdb.com