Popularność w mediach społecznościowych mierzy się liczbami, zazwyczaj ilością polubień profilu, czyli tzw. lajków. Im więcej ma ich dana osoba czy organizacja, tym większy jej zasięg i wpływ w internecie. Nic więc dziwnego, że z tej potrzeby zrodził się nowy biznes – farmy lajków i kliknięć. Razem z botami tworzą one profile ludzi, których tak naprawdę nie ma. Do tej pory to zjawisko tyczyło się głównie gigantów jak Facebook, Twitter czy Instagram, ale ostatnio problem dotarł także na LinkedIn.
Jak działają farmy lajków i kliknięć? Grupa nisko opłacanych ludzi obsługuje liczne urządzenia (średnio na jedną osobę przypada ok. 200 telefonów). Za ich pośrednictwem zakładają nowe profile, klikają w posty, zdjęcia i reklamy, oglądają wideo czy po prostu przeglądają na chwilę strony internetowe. Tym samym, zgodnie z algorytmem Google, podbijają ich wartość tak, aby wyświetlały się wyżej w wynikach wyszukiwania – i tak po kilkanaście, kilkadziesiąt czy kilkaset razy. W ten sposób powstaje sztuczny ruch w sieci. Pomimo tego, że jest pusty i na dobrą sprawę bezwartościowy, z dnia na dzień może uczynić kogoś gwiazdą internetu. Właściciele serwisów społecznościowych próbują z tym walczyć, jednak biorąc pod uwagę to, jak łatwo jest obecnie kupić sobie tysiące lajków, nie do końca im to chyba wychodzi.
Na czym polega kupowanie lajków?
Dla przykładu: po wpisaniu w wyszukiwarkę frazy „buy followers on LinkedIn” otrzymujemy cały zestaw stron z cenami wahającymi się między 10 a 25 dolarów za zakup 200 obserwujących. W kilka minut powstanie dana liczba sztucznych kont, a odpowiednie liczniki na portalu wzrosną. Farmy lajków i kliknięć działają zatem bez zarzutu. Pomagają budować markę pracodawcy – employer branding – jednak czy zawsze uczciwie?
Pytanie, jakie może się nasunąć, to dlaczego ktoś chciałby stosować takie metody w przypadku LinkedIn? Przecież to profesjonalny portal do szukania pracy i prezentowania swoich umiejętności.
Jednak firmy powoli zaczynają kupować obserwujących, żeby wyglądać na bardziej wpływowe i przyciągnąć do siebie więcej klientów. Wobec tego może się wydawać, że mają bardziej ugruntowaną pozycję. Oszukiwanie w ten sposób ludzi zdecydowanie nie jest zagraniem fair play i nie jest jedynym problemem. Niestety dalej zaczyna robić się poważnie i niebezpiecznie. Fałszywe profile mogą służyć też do wyłudzania danych osobowych. Akceptując zaproszenie wysłane od takiego profilu, dajemy mu dostęp do adresu mailowego, tożsamości, daty urodzenia, listy kontaktów itd. Później w wiadomości możemy dostać załącznik, a po jego otworzeniu nieświadomie ściągniemy na nasz komputer złośliwe oprogramowanie.
Farmy lajków i kliknięć – walka z fałszywymi fanami
LinkedIn walczy z fałszywymi profilami poprzez wprowadzenie systemu ich automatycznego wykrywania (więcej na ten temat pod linkiem. Problem wciąż jednak istnieje i to w coraz większej skali. Niektórzy mogą dostawać nawet kilkanaście zaproszeń od fałszywych profili tygodniowo. Analizowanie i usuwanie takich zaproszeń po pewnym czasie staje się nużące. Co więcej, może wręcz zniechęcić do korzystania z portalu, a przecież nie o to chodzi. Tym bardziej że media społecznościowe w procesie rekrutacji odgrywają coraz istotniejszą rolę.
Jak rozpoznać fałszywy profil na LinkedIn?
- Brak zdjęcia lub nałożony na nie filtr. Zauważamy to, gdy zdjęcia na sztucznych profilach są w całości wygenerowane przez algorytm (można to zrobić np. na tej stronie: https://www.thispersondoesnotexist.com/). Zazwyczaj są też przerobione graficznie, tak aby były lekko niewyraźne lub miały nałożoną dodatkową warstwę koloru;
- bardzo lakoniczne informacje. Praktycznie jedyne, co można znaleźć na fałszywych profilach, to bardzo okrojona historia zatrudnienia. Wymieniona jest najczęściej jedynie nazwa firmy bez logo (co już powinno zacząć budzić wątpliwości) i stanowiska;
- mała sieć kontaktów;
- błędy gramatyczne lub pisanie wszystkiego małą literą;
- brak jakichkolwiek informacji o danej osobie po wpisaniu jej imienia i nazwiska w wyszukiwarce.
Im więcej z tych rzeczy zauważysz, tym większe prawdopodobieństwo, że osoba, która zaprasza Cię do sieci kontaktów, nie istnieje. Zignoruj takie zaproszenie. Możesz też zgłosić je bezpośrednio do LinkedIn jako niebezpieczne. Media społecznościowe mogą być zatem i błogosławieństwem i przekleństwem. Zwłaszcza gdy nie zadbamy należycie o bezpieczeństwo naszych danych.
Farmy lajków i kliknięć, co o nich myślicie – czy to oszustwo, czy znak naszych czasów?
Czy spotkaliście się kiedyś z fałszywymi profilami na LinkedIn?
1 komentarz. Leave new
Zjawisko stare jak świat, tylko że dotarło do mediow społecznościowych oraz forów typu Gazeta czy Interia.