Kariera w branży rekrutacyjnej oznacza doświadczanie całej palety wrażeń. Jednego dnia na skrzynkę mailową spływa pokaźna ilość aplikacji, łatwo udaje się skontaktować z wartościowymi osobami, a dawno zapomniany kandydat, zostaje zatrudniony przez klienta. Innym razem, cały świat zdaje się być przeciwko rekruterowi, kiedy nikt nie odbiera telefonu, a godziny poszukiwań nie przynoszą praktycznie żadnych efektów.
Czasem, executive search dostarcza jednak niezwykłych historii, których po prostu się nie zapomina.
WRAŻLIWY KANDYDAT CENNYM DOŚWIADCZENIEM ZAWODOWYM
Pierwsza opowieść może się wydać doświadczonemu konsultantowi ds. rekrutacji błaha i niewarta uwagi. Chociaż dla mnie, w tamtym czasie osoby początkującej, miała zupełnie inny charakter.
To był mój trzeci dzień w pracy. Powoli zaczynałem wczuwać się w swoje obowiązki. Wystukałem numer w telefonie, żeby skontaktować się z potencjalnym kandydatem i zachęcić go do udziału w procesie rekrutacji. Ledwie udało mi się powiedzieć kilka zdań, po czym mój rozmówca dał się ponieść emocjom… Był oburzony moim bezpośrednim działaniem, uznał je za naruszenie jego prywatności i spokoju oraz przejaw nieprzeciętnego chamstwa. Poczułem się mocno zdezorientowany i próbowałem odnaleźć się jakoś w tej kompletnie zaskakującej sytuacji. Gdy mój rozmówca stanowczo zapowiedział wniesienie sprawy do sądu, zdołałem zebrać w sobie odpowiednią ilość opanowania i stanowczości. Wyraziłem swój żal, że kandydat odebrał mój telefon w taki sposób, choć nie czułem się winny. W umiejętny sposób wytłumaczyłem mu na czym polega specyfika mojej pracy i zapewniłem go o poufności naszej rozmowy. Na szczęście udało się zakończyć tę mało przyjemną dla obu stron rozmowę.
Rozłączyłem się, wziąłem kilka głębokich wdechów i uświadomiłem sobie, że tego dnia kubek kawy nie będzie mi potrzebny, a executive search, to nie jest łatwa droga… Choć w tamtym momencie ledwie udało mi się wyjść z twarzą z sytuacji, po roku kandydat do mnie wrócił ze swoim CV, prosząc o pomoc w znalezieniu ciekawej pracy, na stanowisko wyższego szczebla. Wtedy zrozumiałem, że dzień kiedy pierwszy raz do niego zadzwoniłem musiał być jednym z tych dni, kiedy nieważne kto i z czym by nie zadzwonił, efekt końcowy byłby prawdopodobnie taki sam.
DETERMINACJA NAJWIĘKSZYM ATUTEM REKRUTERA
Po kilku latach pracy w branży dostałem zadanie. Myślałem, że nie będzie żadnych problemów, ze znalezieniem kandydatów na specjalistyczne kierownicze stanowisko. Tak bardzo się myliłem. Okazało się, że odpowiednich kandydatów jest raptem kilku. Po skontaktowaniu większości z nich został mi jeden, który wydał mi się szczególnie wartościowy. Niestety, standardowe metody kontaktu tym razem zawiodły…
Wpadłem na pewien pomysł, który ? choć trochę ryzykowny ? mógł okazać się skuteczny… Pewnego ranka postanowiłem pojechać pod dom kandydata. To, w jaki sposób zdobyłem adres, to materiał na odrębną opowieść. W każdym razie nie było łatwo. Od godziny piątej rano, na wietrze i mrozie, stałem pod ogrodzeniem. Chciałem mieć pewność, że mój cel mi nie umknie. Nogi zaczynały mi już cierpnąć, a uszy zamarzać, aż w końcu drzwi zewnętrzne otworzyły się. To był on, mój kandydat. Wsiadł do samochodu i za chwilę miał przejechać przez bramę. Musiałem w tym momencie wykazać się refleksem i spokojem. Inaczej cały wysiłek poszedłby na marne. Poczułem błyskawiczny wyrzut adrenaliny. Wiedziałem, że nie mam już zbyt dużo czasu, więc chcąc zatrzymać mojego kandydata… Wybiegłem tuż przed maskę auta. Ledwie zdołał się zatrzymać. Zirytowany wysiadł z samochodu, zaczął krzyczeć, a ja zacząłem wyjaśniać mu całą sytuację. Nie pamiętam jak brzmiał wtedy mój głos, byłem pod wpływem silnych emocji. Mój rozmówca słuchał w całkowitym milczeniu. Gdy skończyłem się tłumaczyć, kandydat nadal uważnie mi się przyglądał. Te kilka sekund zdawało się trwać wieczność, po czym odezwał się, wyrażając swój podziw dla mojej pomysłowości i zaangażowania. Wyznał, że bardzo go zaskoczyłem, a on to docenia i właśnie z tego powodu zgodził się ze mną porozmawiać. Zostałem zaproszony do jego domu, na filiżankę gorącej herbaty.
To raptem skromny fragment z całego bogactwa przypadków branży rekrutacyjnej. Executive search zna takich wiele. Historie przedstawione w tym tekście nie stanowią oczywiście codzienności w naszej pracy, ale zdarzają się bardzo wymagające projekty, przy których standardowe metody zawodzą.